Niedawno miałam możliwość przeprowadzenia wywiadu
z Panem Cezarym Skrockim aktorem rabczańskiego Teatru Lalek „Rabcio”.
Dowiedziałam się o nim kilku ciekawych rzeczy. Okazało się, że praca
wcale nie musi być trudna i męcząca.
Jak wygląda życie aktora teatru „Rabcio”?
„Jest piękne...(śmiech) Jeśli to jest zawód, który
sprawia przyjemność, czyli tak jak jest w moim
przypadku, to nie mam powodu do narzekań. Wstaję o godzinie ósmej.
Jakoś tam człowiek się rozkręci. O godzinie 9:00 przyjeżdżam do
teatru. O 10:15 gramy spektakl. O godzinie
dwunastej jedziemy do domu. To jest wspaniała praca. Biorę ze sobą
moje dziecko, które pozostawiam pod opieką pani Ewy. Dzięki temu mam
z nim cały czas kontakt. Potem zabieram go do samochodu i jedziemy
do domu. Ja jestem z nim cały czas, czasem nawet dłużej niż matka.
(śmiech) Ogólnie rzecz biorąc każda praca jeżeli sprawia
przyjemność, to każdemu życzę takich przyjemności.
Kolejnym pytaniem jakie zadałam było:”Jakie
spektakle gracie częściej dla dzieci czy dla dorosłych?

„Dla dzieci, ponieważ my w repertuarze tak
naprawdę nie mamy przedstawień dla dorosłych. Ja staram się grać
tak, żeby każdy widz miał przyjemność z tego, co ogląda. Nie
rozróżniam w ogóle widza na dziecięcego czy na dorosłego, gdyż każdy
widz zasługuje na najlepsze granie. Staram się robić tak, żeby każdy
znalazł coś dla siebie w tym moim kreowaniu”.
Jak to się stało , że został pan aktorem i czy
wiedział pan o tym od razu czy też miał początkowo inne plany.
„Ja jestem ekstrawertykiem i w wieku nastoletnim
również nim byłem. Lubiłem spędzać czas z ludźmi oraz bezpośrednią
komunikację z nimi. Na początku różnie mnie prowadziło, np. w
kierunku rehabilitacji czy AWF-u, ponieważ uprawiałem dużo sportów.
Ostatecznie w trzeciej klasie liceum postanowiłem zająć się teatrem.
Wtedy była to jeszcze szkoła czteroletnia, więc potrzebowałem jakieś
pół roku, żeby w miarę się do tego przygotować .
Czy pamięta pan swój pierwszy występ?
„Tak, ale opowiem o pierwszym występie w
profesjonalnym teatrze, bo nie mówię tu o amatorskich
przypadkach. Przedstawienie, w którym zagrałem nosiło tytuł „Czyż
nie dobija się koni” Kiedyś powstała również realizacja filmowa tego
z Jane Fondę w roli głównej. Przedstawienie to odbyło się w Teatrze
Jaracza. Miałem tam role epizodyczną. Wcieliłem się w postać Roi’a.
Sztuka ta jest amerykańską dramaturgią zrealizowaną przez Tomasza
Dutkiewicza. On w tej chwili jest dyrektorem teatru w
Bielsku-Białej. To było takie jazzowe przedstawienie z muzyką i z
tańcem.
” Czy na początku miał pan jakiś autorytet na
jakim się pan wzorował?
„Tak to właśnie był Stefan Burczyk taki stary
aktor i reżyser oraz jego małżonka, która była moją matką
artystyczną. Nazywała się Irena Telesz.
Dlaczego akurat oni?
„Bo oni nauczyli mnie szacunku do teatru. Oni tak
bardzo kochają teatr, że Irena ze złamaną nogą zagrała spektakl do
końca. Od połowy w ogóle miała otwarte złamanie, ale mimo to zagrała
ten spektakl, a potem zeszła, zemdlała i zawieziono ją do szpitala,
aby jej złożyć tą nogę. Ja dzięki temu wydarzeniu uwierzyłem, że
teatr jest magią.”
Co pan myśli o poziomie rabczańskiej sztuki?
„Nie mnie o tym sądzić. Skoro tutaj przyjechałem,
to staram się, żeby był jak najwyższy i wydaje
mii się , że to co robimy z moimi koleżankami i kolegami to jest
dużo.
Jak wnioskuję z rozmowy nie jest pan z Rabki?
„Nie. W ogóle jestem z drugiego końca Polski tzn.
z Olsztyna.”
W jaki sposób znalazł się pan tutaj?
„Drugi dyplom jaki miałem w szkole był
realizowany przez Grzegorza Kwiecińskiego. Był to reżyser, który w
tym czasie często pracował w Rabce. Przy okazji jakiejś kłótni o
priorytety powiedział mi, że powinienem zobaczyć, jak jest tutaj w
Rabce, bo to byłoby dobre miejsce dla mnie. Rzeczywiście miał rację.
Przyjechałem tuta,j wysiadłem z busa, zobaczyłem, że jest fajnie,
więc zostałem.”
Podobno prowadził pan grupy teatralne czy to
prawda? „Tak”. W jakim wieku ludzi one skupiały?
„ Ooo przekrój był bardzo duży. Jeśli chodzi o
warsztaty, które prowadziłem, to najmłodszy uczestnik miał 5 lat, a
najstarszy chyba 19.” Gdzie odbywały się próby? „W teatrze i nie
tylko. Mieliśmy różne miejsca. Właściwie nigdy nie mieliśmy swojego
własnego lokum i to mnie najbardziej bolało… Miałem wtedy dużo
energii na organizację tych warsztatów. Obecnie przeszła ona między
innymi na organizację imprez.”
Dziękuję ,że poświecił mi pan czas i udzielił
wywiadu.
„Ja również dziękuję”.
Magda Czyszczoń
do góry
>> |